Po
przeczytaniu artykułu GW pt.: Nieświęta rodzina ogląda ‘M jak Miłość’ przypomniało
mi się kilka prawdziwych historii, wobec których pewne stwierdzenia z artykułu,
nieskażone żadną wątpliwością, wprawiły mnie w zdumienie. Po pierwsze to, że
pojęcie klasycznego modelu rodziny zużyło się, przestało mieć znaczenie dla
wszystkich (nas, ludzi i społeczeństwa), rozpadł się, przestał istnieć, nie ma.
Dalej
czytam, że przyczyną różnego rozumienia pojęcia rodziny jest nasz rosnący indywidualizm,
już nie chcemy się rodzinie poświęcać , a potrzebujemy jej do samorealizacji,
tworzymy ją więc jak nam pasuje, a tradycyjny model już nam raczej nie pasuje.
I jeszcze, że przyczyną zużycia tego modelu jest m.in. wzrost społecznej roli i
pozycji kobiet, ich samodzielność i świadomość wartości, które sprawiają, że
rozstania nie są już dla nich tak trudne. A na koniec: „Jeśli nie czują się kochane, odchodzą. W
tradycyjnym modelu obojętne uczuciowo związki utrzymywane były siłą tradycji,
wsparciem krewnych, przyzwyczajeniami. Dziś już nie.”
Mam wrażenie, że ta
dyskusja odnosi się do bardzo niewielkiej części naszego społeczeństwa, mimo,
że chciałabym myśleć, że to trend ogólnopolski. Być może w dużych miastach, być
może wśród wykształconych elit, być może w telewizji. Chciałabym się odwołać do
moich doświadczeń i osobistych obserwacji w ciągu ostatniego roku. Mam czasem
do czynienia z rodzinami z całej Polski, takimi, które potrzebują wsparcia, pomocy
materialnej, odwiedziłam wiele z tych rodzin. Model takiej rodziny jest
zatrważająco powtarzalny, kobieta pracuje, najpierw w pracy, później w domu,
wychowuje dwójkę-czwórkę dzieci, mieszka z nią mąż, najczęściej bezrobotny, często uzależniony od alkoholu. Często też jest on przedstawicielem tzw. zawodu
sezonowego, np. pracownikiem budowlanym, a w związku z tym przez większość miesięcy „nie jest w
stanie” znaleźć pracy i musi bezczynnie siedzieć w domu, przy okazji NIE
zajmując się ani dziećmi ani domem. Oczywiście taka kobieta pracuje w sklepie,
gdziekolwiek gdzie ktoś ją przyjmie i zaoferuje nawet najmniej płatną pracę,
nie wybrzydza, nie może sobie pozwolić
na komfort bezrobocia, bo ją zwyczajnie na to nie stać, odpowiada za dzieci,
wstydzi się za męża.
Przyglądam się wnioskom o
pomoc rodzinie, pisanym przez kobiety, które dźwigają tę odpowiedzialność
samotnie, ale zupełnie nie są gotowe na samotność w społeczeństwie, na
rozstanie, odejście, bo czują się niekochane. Chociaż poznałam jedną taką
kobietę, ogromne wrażenie na mnie wywarła, sama wychowuje trójkę małych dzieci,
z czwartym w ciąży, jej rodzice niestety nie pomagają, bo mają problem z
alkoholem, mąż ją zostawił jak się dowiedział, ze będą mieli czwarte dziecko,
nie mógł znieść psychicznie takiego obciążenia, a ona pomimo tego, ze akurat w Wigilię
spaliło się ich mieszkanie i musiała w nocy przeprowadzać się z dziećmi, była
pełna optymizmu i tej świadomości własnej wartości, o której mowa w artykule,
bo powiedziała, że ona nie potrzebuje i nie chce takiego męża (nie dodałam, że mąż ten tymczasowo przebywał w areszcie) i sama sobie da radę, zadowolona z życia, pracy i
optymistycznie patrząca w przyszłość. Niestety taka siła, odwaga i umiejętność
życia w nieklasycznym modelu rodziny jest wielką rzadkością w szarej polskiej
rzeczywistości.
Takich wniosków mamy mniej
więcej około 8 000 rocznie… Wiele z tych kobiet nie czuje, że ma
jakiekolwiek wyjście z sytuacji, że może zostawić męża, wybrać model rodziny
jaki im pasuje. Mimo, że ten im zupełnie nie pasuje, tkwią w nim, a murarz,
tokarz, czy stolarz w sklepie pracować nie może, bo nie (bardziej złożonej
odpowiedzi jeszcze nie usłyszałam oprócz „nie, no co Pani”). I w każdym z tych
domów centralne miejsce zajmuje niezależnie od pory włączony telewizor, a w nim
seriale, i za każdym razem kiedy którąś rodzinę odwiedzam, utwierdzam się w
przekonaniu, że to ich jedyne „okno na świat”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz