Jaki jest najlepszy wiek na
zajście w ciążę? Pod kątem biologicznym rzekomo pokrywa się on
w wiekiem, od którego to baczniej należy obserwować ewentualne
zmiany zmarszczkowe na swojej twarzy, tj. 20+. Magiczna liczba 20+ z
jednej strony wyznacza moment, od którego my-kobiety zaczynamy się
starzeć (czytaj: brzydnąć), z drugiej strony z kolei
nabieramy gotowości do pełnienia roli, która wykracza poza naszą
cielesność, choć dramatycznie też na nią wpływa. Widełki ram
czasowych 20-30 to jednocześnie okres, w którym od kobiet się
oczekuje. Może nie od razu, żeby w dzień po swoich 20.
urodzinach obsesyjnie zaczęły myśleć tylko i wyłącznie o
jednym, tj. dziecku i, co więcej, przeszły bezpośrednio do
działania, aby spełnić swą biologiczną powinność w okresie
najbardziej temu sprzyjającym, jednak oczekuje się, żeby o
dzieciach myślały (uwzględniły
w swoich planach na najbliższą dekadę).
Choć uwarunkowania
biologiczne nie są jedynym wyznacznikiem „gotowości na dzieci”
i niemożliwe jest umniejszenie znaczenia czynników materialnych czy
psychologicznych, nie zmienia to faktu, że zdają się istnieć
granice wiekowe, które w pewnym sensie legitymizują posiadanie
potomstwa. Przekroczenie tych mglistych i nie do końca nakreślonych
granic może być stygmatyzujące. Dolna granica akceptacji wydaje
się być znacznie bardziej przejrzysta i klarowna: z chwilą
uzyskania pełnoletności nabywa się p e ł n ą zdolność do
czynności prawnych, więc w pewnym stopniu także zwiększony zakres
odpowiedzialności, który przenika również w sferę seksualności.
Tylko, czy liczby mogą decydować o czyimś poczuciu
odpowiedzialności? Zdecydowanie nie. Idąc tym tropem i obniżając
próg wiekowy docieram do następujących danych: „Według GUS co
roku w Polsce prawie 20 tys. nastolatek rodzi dzieci.” [1]
Zdaniem dyrektorki Departamentu Matki i Dziecka w Ministerstwie
Zdrowia Dagmary Korbasińskiej:
każda ciąża nastolatki traktowana
jest jako ciąża wysokiego ryzyka, choćby dlatego, że najczęściej
jest nieplanowana i przyszła matka się do niej
nie przygotowywała. […] [S]ytuacja dziewczyny w ciąży
na ogół jest trudna i w związku z tym przeżywa
wiele stresów. […] [Ś]wiadczenia medyczne osobom niepełnoletnim
udzielane są za zgodą rodziców, więc zanim trafi do lekarza,
ciężarna nastolatka musi poinformować o ciąży swoich
rodziców. Dlatego na ogół nie pozostaje pod opieką
medyczną od początku, często trafia do lekarza dość
późno. - Każda ciąża nastolatki jest naszą porażką jako
państwa i problemem, z którym nie my będziemy się
zmagać. [2]
Przepiękne
słowa, wielce wymowne. Dzieci nie są planowanie, nastolatki nie są
przygotowane, wszystko na „nie”—w skrócie: jedna wielka
porażka i same problemy dookoła. Porażka—państwa? Tak.
Problem—już nie państwa? O nie, niekoniecznie. Celem państwa
jest edukacja. To, że najbliżsi czy ogólnie pojęte „środowisko”
pełnią kluczową rolę w kwestii „uświadamiania,” nie zmienia
to faktu, że odpowiedzialności za nastoletnią nieodpowiedzialność
nie da się zmyć z rąk państwa. Tylko, że nawet samo przyznanie
się do zaniedbań w kwestii edukacji seksualnej nie zmniejszy
ciężaru, który spoczywa na nastoletniej matce. Nie twierdzę
również, że sama nastoletnia matka nie ponosi odpowiedzialności
za pojawienie się na teście ciążowym tych „dwóch kresek
szczęścia” (chyba, że mówimy o przypadkach gwałtu).
Już
26. stycznia na antenie MTV zadebiutuje polska edycja popularnego
reality show Teen Mom (tak
na marginesie, dlaczego nie Teen Family).
O tatusiach słyszy się kilka słów to tu to tam, jednak format
programu zakłada przedstawienie sylwetek i perypetii nastoletnich
mam i ich pociech. Cztery nastoletnie mamy będą rzekomo zmagały
się z trudnościami codziennego życia, próbując pogodzić
wychowanie dziecka z pracą i nauką. Najwyraźniej takie życiowe
3w1 jest idealnym materiałem na reality show. Rozrywka? Mało
przyjemna. Szklany ekran przyjmie wszystko, z nastoletnich mam zrobi
nawet celebrytki. W tej kwestii—nie ma wątpliwości. Gdzie w tym
wszystkim jest odpowiedzialność? Nie czuję się kompetentna, ab
oceniać ich indywidualne, prywatne decyzje, podjęte
(przypuszczalnie) w pełni świadomie. Nie mogę jednak powstrzymać
się, zresztą nie zamierzam, od krytyki tych, którzy z kolei
zaciekle atakują dojrzałe macierzyństwo czy szerzej ujęte
rodzicielstwo.
Nieodpowiedzialność! Głupota! Niedorzeczność! To
nie mama tylko babcia! Pierwsze trzy epitety odbiłabym raczej w
stronę tych „rzucających.” Kobieta nie jest ucieleśnieniem
kanapki McRoyal kupionej przejazdem w pobliskim McDrive'ie, a jej
okres przydatności do spożycia nie jest określony przez wymowne
hasło na opakowaniu: „Uwaga gorąca zawartość.” Wiek nie jest
wyznacznikiem dojrzałości, o czym pisze Kinga Marszał-Norsworthy w
artykule zatytułowanym „Matki 50+ są obrzydliwe?” w jednym ze
styczniowych (2012) numerów „Wysokich Obcasów.”
Marszał-Norsworthy wskazuje na fakt, że „ciąże w wieku 50+
nawet w liberalnym Nowym Jorku pozostają wciąż tematem tabu.”
[3]
O nastoletnich ciążach też nie jest łatwo mówić,
zdecydowanie łatwiej jest najwyraźniej oglądać. To, co za
szklanym ekranem, wydaje się mniej lub bardziej odrealnione, choć w
takim samym stopniu stanowi schemat czyjejś codzienności jak
codzienne mycie zębów. Podsumowując, o dojrzałości (lub
przejrzałości) jednostki, technicznie ujmując, nie decyduje szereg
cyfr w dowodzie osobistym. Składa się na nią wiele czynników,
chociaż nie zawsze mamy nad nimi wszystkimi pełną kontrolę. Fakt
faktem, w życiu bywa różnie, jak różne są same rodziny.
2. Ibid.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz